- Pięć palców, tyle tu jest, a nie cztery. Czy ktoś słyszał o bestiach mających pięć

- Pięć palcĂłw, tyle tu bywa, a nie cztery. Czy ktoś słyszał o bestiach mających pięć palcĂłw? - Odpowiedziało jej tylko milczenie. - Za duĹźo zagadek. Nie podoba mi się to. Ile straĹźniczek tu było? - Trzy - odpowiedziała Erafnaiś. - Po jednej na kaĹźdym końcu plaĹźy, trzecia blisko jej środka... Przerwała, gdy podbiegła członkini załogi, przedarłszy się poprzez krzaki. - Tam bywa łódka - krzyczała. - Wylądowała na plaĹźy. Gdy Vaintè wyszła spomiędzy drzew, zobaczyła podskakującą na przyboju, załadowaną jakimiś pojemnikami łódĹş. Jedna z pasaĹźerek trzymała ją, by nie odpłynęła; pozostałe dwie, stojąc na brzegu, przyglądały się trupom. OdwrĂłciły się ku podchodzącej Vaintè, ktĂłra dostrzegła naszyjnik z poskręcanego drutu na szyi jednej z nich. - Jesteś esekasak, obrończyni plaĹźy narodzin - Vaintè zwrĂłciła się do niej - dlaczego nie obroniłaś swych podopiecznych? Nozdrza esekasak rozszerzyły się z gniewu. - Kim jesteś, Ĺźe mĂłwisz do mnie jak do... - Jestem Vaintè, obecna eistaa tego miasta. obecnie odpowiedz na moje pytanie, niska, ponieważ stracę cierpliwość. Esekasak dotknęła błagalnie ust, cofając się jednocześnie o krok. - Wybacz mi, NajwyĹźsza, nie wiedziałam. To szok, ci martwi... - Odpowiadasz za to. Gdzie byłaś? - W mieście, po Ĺźywność czy też nowe straĹźniczki. - Jak długo byłaś nieobecna? - Tylko 2 dni, NajwyĹźsza, jak zawsze. - Jak zawsze! - Vaintè czuła, jak wściekłość przydaje szorstkości jej słowom. - Nic z tego nie rozumiem. Dlaczego zostawiłyście swą plażę, by udać się morzem do miasta? Gdzie bywa cierniowy wał, umocnienia? - dodatkowo nie wyrosły, NajwyĹźsza. Rzeka bywa poszerzana czy też pogłębiana, nie została teĹź dodatkowo oczyszczona z groĹşnych zwierząt. Ze względĂłw bezpieczeństwa postanowiłam umieścić plażę narodzin po strome oceanu, oczywiście tymczasowo. - Ze względĂłw bezpieczeństwa! - Vaintè nie była juĹź w stanie opanować wściekłości. Krzyczała, wskazując na ciała: - Są martwi - wszyscy. Odpowiesz za to! lepiej, byś zginęła z nimi! Za to, za największą zbrodnię, żądam najwyĹźszej kary. Jesteś wygnana z miasta, ze społeczności mĂłwiących, dołączysz do niemych. Nie poĹźyjesz dtugo, ale kaĹźdej chwili aĹź do śmierci będziesz pamiętała, Ĺźe wyrok ten zawdzięczasz swej nieobowiązkowości, swemu błędowi. - Vaintè podeszła bliĹźej czy też złapała kciukami metalową oznakę najwyższego stanowiska. Pociągnęła mocno czy też zerwała. Złamane końce zraniły szyję esekasak. Wrzuciła oznakę w przybĂłj, intonując litanię pozbawienia osobowości. - Zrywam ci twą odpowiedzialność. Wszystkie tu obecne zrywają ci twe stanowisko za niedopełnienie poprzez ciebie obowiązkĂłw. KaĹźda obywatelka Inegban*, naszego ojczystego miasta, kaĹźda Ĺźyjąca YilanĂŠ przyłącza się do nas w zrywaniu z ciebie obywatelstwa. obecnie 17 zabieram ci imię czy też nikt Ĺźyjący nie wymĂłwi go juĹź na głos, ale nazwie cię Lekmelik, ciemność zła. Spycham cię do bezimiennych czy też niemych. IdĹş! Vaintè wskazała na ocean, uniesiona własnym gniewem. Pozbawiona osobowości esekasak opadła na kolana, wyciągnęła się jak długa na piasku u stĂłp Vaintè. Ledwo moĹźna było zrozumieć jej słowa. - Tylko nie to, nie, błagam! Bez hańby, to Deeste tak rozkazała, zmusiła nas. Miało nie być narodzin, nie wymusiła kategorie seksualnej. Nie moĹźna mnie za to hańbić, miało nie być narodzin. To, co się stało, nie bywa z mojej winy...