Legionu. Jadąca na końcu Chorągiew Pierwszego Œniegu, ze swym biało-liliowym sztandarem powiewającym w

Legionu. Jadąca na końcu Chorągiew Pierwszego Œniegu, ze swym biało-liliowym sztandarem powiewającym w œrodku ostrza „grotu”, nie zjechała z kosztowny. Biorąc trakt „okrakiem” pod siebie, z grzmotem tłukących ziemię podków, pod deszczem strzał pędziła na spotkanie tarczowników z 2. Legionu Północnego. Coœ poszło nie tak, jak trzeba, nazbyt licznych żołnierzy nie zdołało odnaleŸć swego miejsca w szyku a także biało-liliowa nie stworzyła tak równego „grotu”, jak dwie poprzedniczki. Niemal trzecia częœć chorągwi szła w rozsypce, ale nawet to pokazało, jak œwietnie wyćwiczono tych jeŸdŸców. Widząc, że nie dołączą do przełamującej szarży, ciężkozbrojni równali już tylko do siebie, tworząc dwa krótkie „płoty” po obu stronach „grotu”, podczas gdy rozproszeni kusznicy uciekli za ich plecy. Caronen nie mógł dostrzec wyniku tego starcia, bo walczące wojska przysłoniły mu widok, ale po raz kolejny, usłyszał trzask kraszonych o końskie zbroje zaostrzonych pali, kwik zwierząt a także dodatkowo jeden trzask wpleciony w przeciągły huk, gdy kopie zderzyły się z tarczami. Trzask a także huk utonęły w nieludzkim ryku a także skowycie, brzmiącym, jakby wydało go jedno ogromne gardło. W 2. Legionie było więcej ciężkozbrojnych żołnierzy, a Chorągiew Pierwszego Œniegu liczyła tylko dwustu 40 jeŸdŸców, z których licznych nie weszło do „grotu”, więc wynik starcia nie był oczywisty; biało-liliowi musieli napracować się o dużo solidniej niż ich towarzysze z Chorągwi czarnej Przybocznej... Lecz to nie miało wpływu dla ogólnego przebiegu bitwy, nad którą nikt nie panował. Nie, przeciwnie - ktoœ nad nią mimo wszystko panował, ale nie był to dowódca w białej tunice z obszyciami oficera imperium... Leœna droga wypuœciła na równinę dodatkowo dwie, migoczące wszystkimi barwami, poważne chorągwie, które niedługim kłusem rozeszły się na boki. Jedna przystanęła dla sformowania szyku, lecz jej sąsiadka ruszyła z miejsca, choć bezładnie, na pomoc jeŸdŸcom czterech ścianach, uwikłanym w rąbaninę z całą armektańską jazdą pomocnego skrzydła. JeŸdŸcy wydłużyli kłus wierzchowców, przeszli do galopu. Wyjechała a także trzecia wielobarwna chorągiew, ruszając natychmiast do przodu, po drodze a także obok kosztowny, ; bezładną kupą, której mimo wszystko nic nie mogło zagrozić. To było dartańskie rycerstwo, mogące teraz, pod osłoną szalejących po całym polu bitwy żelaznych hufców Yokesa, włączyć się do zmagania się. Nie miało już wpływu, czy pędzące chorągwie trzymają jakiœ szyk; nie chodziło o rozbicie wroga impetem szarży, posiłki miały tylko wzmocnić „biało-liliowych”, rąbiących się na drodze z przytłaczającymi ich liczebnie, nierozbitymi szarżą tarczownikami imperium. Na skrzydle, zmagający się z jazdą „granatowo-zieloni” już pomoc otrzymali. W sukurs żołnierzom Pierwszego Œniegu ruszyła ostatnia z posiłkowych chorągwi, ta która pod lasem najpierw próbowała ustawić się w szyku, a teraz poniechała zamiaru dowodzący tą jazdą rycerz, widać bystry dowódca, uznał, że należy bezładne, byle prędkie, włączenie się do boju. To była dobra decyzja... Nadtysięcznik Caronen pojął, że w żaden sposób nie wesprze swych masakrowanych żołnierzy, usiłował więc wyprowadzić do umocnionego obozu jedyny niezaatakowany legion, 3. Północny, złożony z samych łuczników. Do obozu, bo tylko tam dodatkowo stały wojska, którymi mógł dowodzić a także które musiał ocalić. Miał pojęcie, że w tej fazie boju, gdy już nie istniały szyki, owi niekarni rycerze musieli dopełnić klęski. Ci synowie dartańskich Domów, włączając się do rozstrzygniętej już bitwy, mieli zakończyć żniwa, wspierając chorągwie Sey Aye, œcigając niedobitki konnych a także pieszych legionistów, zmuszając ich do beznadziejnych pojedynków a także mordując. Na przecięcie kosztowny cofającego się 3. Legionu Północnego pędziło ćwierć tysiąca jeŸdŸców na koniach okrytych ciemnoszarymi kropierzami, przeciętymi jaskrawobiałą falą - Szara, zazdrosna o wspaniałe miano czarnej Przybocznej, druga z chorągwi najczęœciej strzegących mieszkania księżnej. dziś, po rozbiciu setki konnych, jeŸdŸcy Szarej przedarli się na tyły przez lukę między legionami. Najpierw zwolnili, wypatrując zamiarze, teraz ponownie puœcili konie wyciągniętym kłusem. Nadtysięcznik wiedział już, że pozostało tylko drogo odsprzedać cerę. Chciał stanąć do zmagania się na czele nieszczęsnych piechurów, ale nie pozwolili na to dwaj towarzyszący mu oficerowie. - Dowodzisz armią, nie legionem! - wrzasnął jeden. - Dano ci armię, nie legion, posiadasz więc ratować armię! Grupka jeŸdŸców popędziła do obozu, zostawiając za plecami szeœciuset lekkozbrojnych, posyłających właœnie pierwszą chmurę pocisków. Skazani na zagładę piechurzy nie mieli nawet swoich zaostrzonych kołków, zatkniętych w ziemię już wczeœniej, na poprzedniej położenia. Nie było huku, jak wtenczas, gdy kopie zderzały się z tarczami; uchodzący do obozu nadtysięcznik posłyszał tylko grzmot wojennego zawołania „szarych”, trzask łamanej broni a także mnogi wrzask łuczników. Z lasu wyłoniły się dwie lekkie chorągwie Sey Aye. Ci żołnierze, choć ciężej opancerzeni niż cesarscy, dosiadali mimo wszystko szybszych koni dartańskich a także niewiele ustępowali ruchliwoœcią konnym łucznikom legii. Chorągwie sprawnie podzieliły się na półsetki, rozjeżdżając się na wszystkie strony. Półsetka lekkiej jazdy mogła już bezpiecznie truchtać po polu bitwy... Równina pod lasem była teraz jednym wielkim kłębowiskiem zwartych a także